|
www.przyszloscwprzeszlosci.info forum dotyczace przyszlosci i przeszłosci
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
chanell
Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 11:53, 22 Mar 2010 Temat postu: Zakazana archeologia |
|
|
Zagadka Wielkiego Kanionu
Czyli historia o śladach starożytnych Egipcjan w USA. Czy istnieją dowody na to, że Wielkim Kanionie znajduje się tajemniczy system tuneli stanowiący dowód na wyprawę starożytnych do Ameryki? Według relacji, jaka ukazała się w jednej z amerykańskich gazet w 1909 roku nad przełomowym odkryciem pracować mieli naukowcy z Instytutu Smithsona. Mimo to później ślad po tajemniczym podziemnym systemie mogącym pomieścić według relacji odkrywców do 50.000 ludzi urywa się... Niektórzy widzą w tym dowód na próbę zatarcia śladów potencjalnie sensacyjnego odkrycia. Inni wskazują jednak, że sprawa jest zupełnie niewarta uwagi, choć kto wie - prawda być może leży gdzieś pośrodku – w kulturze Anasazi.
5 kwietnia 1909 roku na pierwszej stronie „Arizona Gazette" ukazała się relacja o ekspedycji archeologicznej do Wielkiego Kanionu, którą zorganizował Instytut Smithsona. Rezultatem wyprawy miało być odkrycie przedmiotów pochodzących rzekomo z Egiptu. 5 kwietnia jest oddalony tylko o kilka dni od Prima Aprilis, jednakże historia ta była relacjonowana zupełnie na poważnie.
Niestety, od tego czasu nic więcej nie słyszano o tym odkryciu. Każdego roku Wielki Kanion odwiedza kilka milionów turystów i spodziewać się można, że jeśli kryłby on jakąś tajemnicę, już dawno zostałaby ona odkryta. Większość ze zwiedzających koncentruje się jednak na obszarze tzw. Krańca południowego, gdzie znajduje się większość turystycznej infrastruktury. Co więcej twierdzi się, że odkrycie zostało skutecznie zamaskowane, aby utrzymać obowiązujący wówczas i dziś status quo mówiący, że Egipcjanie nigdy nie zapuszczali się na tak dalekie wyprawy poza swą ojczyznę nad Nilem.
Oryginalna historia dotycząca odkrycia mówi o grupie ludzi, która udała się do podziemnej sieci tuneli zawierających różnego rodzaju przedmioty, w tym posągi a nawet mumie. Przełomowe odkrycie, nie ma co. Z pewnością trudno byłoby je strącić z archeologicznego piedestału, jednakże Instytut Smithsona nie posiada dziś żadnych informacji na ten temat. Co się zatem stało? Aby się o tym dowiedzieć musimy dobrze zapoznać się z jedynym pozostałym śladem - artykułem zawierającym sensacyjne doniesienia. Choć jego autor pozostawał anonimowy to w jego treści wymienione było nazwisko archeologa prof. Jordana i odkrywcy systemu, G.E. Kinkaida.
Wszystko zapętliło się jeszcze bardziej, gdy Instytut Smithsona orzekł, że nie posiada informacji na temat człowieka o tym nazwisku. Stanowisko instytucji z roku 2000 mówiło: „Instytut Smithsona otrzymał wiele pytań na temat artykułu z 5 kwietnia 1909, który ukazał się w „Phoenix Gazette" i który dotyczy G.E. Kincaida i odkrycia przezeń „wielkiej podziemnej cytadeli" położonej w Wielkim Kanionie, której budowniczymi miał być lud „orientalnego pochodzenia, wywodzący się najprawdopodobniej z Egiptu". Wydział Archeologii przeszukał dokumenty nie natrafiając jednak na ślad prof. Jordana, Kincaida czy też zaginionej egipskiej cywilizacji w stanie Arizona." Niektórzy twierdzili jednak, że przypuszczenia o spisku i zacieraniu śladów nie są przypadkowe, akta bowiem nie musiały być przechowywane na wydziale a w oświadczeniu wspomina się o „Phoenix Gazette" nie zaś o „Arizona Gazette". Podobnych zabiegów próbowano w wielu przypadkach a celowo wprowadzane błędy były często prostymi błędami lub zwyczajnymi zaworami bezpieczeństwa stosowanymi przez instytucje co do których wysuwano kłopotliwe pytania.
Całość ; [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez chanell dnia Pon 11:55, 22 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
chanell
Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 8:36, 12 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Zakazana archeologia
Liczne dowody wskazują, że ludzkość istnieje na Ziemi znacznie dłużej, niż głosi to oficjalna nauka. Co więcej, wiele z nich ukazuje, że nasi starożytni przodkowie byli kimś więcej niż tylko prymitywnymi jaskoniowcami, jak zwykliśmy o nich sądzić.
Jesienią ubiegłego roku w księgarniach ukazał się polski przekład głośnej i niesłychanie ważnej książki Michaela Cremo i Richarda Thompsona Zakazana archeologia, w której autorzy dowodzą, że człowiek istnieje na Ziemi od niepamiętnych czasów. Aby dać wszystkim zainteresowanym sprawami tego typu możliwość zorientowania się, czego mogą po tej książce oczekiwać, przedstawiamy wywiad, jakiego znanej amerykańskiej prezenterce radiowej, Laurze Lee, udzielił jej współautor Michael Cremo. Wywiad ten w nieco zmodyfikowanej i okrojonej formie ukazał się przed dwoma laty na łamach Nieznanego Świata (nr 9, 1996). Poniższy tekst jest pełnym zapisem tego wywiadu.
R.Z.F.
LAURA LEE: Pozwól, że zacznę od kilku najbardziej zadziwiających znalezisk archeologicznych. Mam tu na myśli znalezioną w Afryce Południowej metalową kulę z wyżłobionymi wzdłuż jej obwodu rowkami pochodzącą, jak sie przypuszcza, z okresu prekambryjskiego. Odcisk buta znaleziony w Antelope Springs w stanie Utah, którego powstanie datuje się na okres kambryjski. Metalową skrzynię znalezioną w Dorchester w stanie Massachusetts pochodzącą prawdopodobnie z okresu prekambryjskiego. Kamień znaleziony w Szkocji, w którym znajdował się żelazny gwóźdź. Pochodzenie tego znaleziska datuje się na okres dewoński. Kamień znaleziony w Tweed w Anglii, w którym umieszczona była złota nić. Żelazny dzban znaleziony w Wilburton w stanie Oklahoma. Oba te znaleziska datuje się na okres Karbonu. Co takiego na temat naszej historii mogą przekazać nam te wszystkie zadziwiająco stare znaleziska? Chyba to, że nasza wiedza na temat prehistorii bazująca na wielu teoretycznych założeniach nie pozwala, aby tego rodzaju znaleziska oglądały światło dzienne, i odrzuca tego rodzaju anomalie. Tego rodzaju znaleziska podważają wyznawane teorie i dlatego nie są brane pod uwagę. Zamiast wprowadzić poprawki do obecnie obowiązującej teorii lub zbadać dokładnie te znaleziska, idzie się po najmniejszej linii oporu i odrzuca je. O tym wszystkim, o tak zwanej "zakazanej archeologii", opowie nam zaraz nasz gość, Michael Cremo, współautor książki pod tym samym tytułem. Michael, dziękujęm że znalazłeś czas dla nas.
MICHAEL CREMO: To dla mnie zaszczyt być tutaj, Lauro.
LEE: Proszę, opowiedz nam o zakazanej archeologii. Co skłoniło cię, że zająłeś się tym zagadnieniem? Jakie były jego początki?
CREMO: Tak zwaną zakazaną archeologię zainteresowałem się w roku 1984. W tamtym czasie dyskutowałem razem z drem Richardem Thompsonem, który jest współautorem mojej książki, sprawę pochodzenia człowieka. Słyszeliśmy wcześniej o pewnych raportach opisujących dziwne, nieprawdopodobne wręcz znaleziska. I postanowiliśmy zbadać tę sprawę. To, co znaleźliśmy, bardzo nas zadziwiło.
LEE: Co tak was zadziwiło? Proponuję, abyś wyjaśnił nam najpierw ogólnie cały problem, a potem przeszedł do szczegółów.
CREMO: W porzadku. Kiedy przegląda się współczesne książki, można się z nich dowiedzieć, że ludzie tacy jak my, Homo Sapiens, wyelowuowali na przestrzeni ostatnich około stu tysięcy lat z istot przypominających małpy. Wszystkie przytaczane w tych książkach dowody potwierdzają tę tezę nadając jej wiarygodność. Kiedy jednak przyjrzałem sie temu z bliska, zorientowałem się, że na przestrzeni ostatnich stu pięćdziesięciu lat antropolodzy tak naprawdę pogrzebali niemal tyle samo dowodów, ile wygrzebali. Mówiąc: pogrzebali - mam tu oczywiście na myśli ich ukrywanie bądź ignorowanie. Dowody te świadczą przeciwko obowiązującej do dzisiaj w nauce teorii dotyczącej pochodzenia człowieka. Świadczą również o tym, że człowiek taki jak my istnieje na Ziemi nie od setek tysięcy, ale od setek milionów lat. Na początku naszej rozmowy wymieniłaś kilka osobliwych dowodów takich jak na przykład piękna metalowa waza, którą znaleziono w Dorchester w stanie Massahusetts. Natrafiono na nią w skale, która pochodzi z okresu prekambryjskiego, a to oznacza, że wykonano ją ponad sześćset milionów lat temu.
LEE: Właśnie, czy to nie jest zdumiewające? Metalowa waza, która ma ponad sześćset milionów lat? Powiedz mi, co by się stało, gdyby ktoś nagle wyłożył te wszystkie dowody na stół i nie wdając się w żadne teorie oraz unikając uprzedzeń, powiedział: Przyjrzyjmy się tym wszystkim dowodom i zastanówmy się nad dziejami ludzkiej rasy na Ziemi. Jak sądzisz, do czego by to doprowadziło?
CREMO: Pierwszą rzeczą, jaką musisz wiedzieć, jest to, że jeżeli zapragniesz poznać wszystkie zgromadzone do tej pory dowody, będziesz potrzebowała do tego kilku stołów. Kiedy weźmiesz pod uwagę wszystkie dowody, a nie tylko te, które bada sie obecnie, to stwierdzisz, że ludzie tacy jak my koegzystują na tej planecie z innymi istotami od bardzo dawna - dosłownie od setek milionów lat.
LEE: Teoria koegzystencji z innymi istotami nikogo już dzisiaj nie dziwi, ponieważ obecnie uważa się, że człowiek neandertalski koegzystował przez sto tysięcy lat z człwowiekem z Cro-Mangon. Czy to współczesna teoria? Czy jest słuszna?
CREMO: Tak, masz całkowitą rację. Nawet teraz są uczeni, jak choćby brytyjska antropolog Myra Shackley, którzy twierdzą, że w obecnych czasach nadal koegzystujemy z takimi istotami jak choćby człowiek neandertalski. Tę teorię potwierdzają liczne relacje pochodzące z wielu części świata. Mówią one o obserwacjach dziwnych istot, takich jak na przykład Yeti czy Człowiek Śniegu, jak je się nazywa w Himalajach, zaś w Ameryce Północnej Wielka Stopa lub Sasquatch, a także innych podobnych do nich istot. Zatem teoria koegzystencji z tego typu istotami ma całkiem solidne podstawy.
LEE: Przyjrzyjmy się temu dokładniej, przyjrzyjmy się dowodom, jakie mamy. Zacznijmy od początku posuwając się w górę strzałki czasu. Zauważyłam, w miarę cofania się w czasie znajdujemy coraz bardziej znaczące znaleziska, zaś kierując się ku współczesności są one coraz mniej wyszukane. Pojawienie się pierwszych ludzi na Ziemi umiejscawiasz w swojej książce w znacznie dawniejszym okresie niż inni. Michael, opowiedz nam o kilku tych niezwykłych znaleziskach, których wiek szacuje się na wiele milionów lat, co jak wiadomo stoi w sprzeczności z obecnie obowiązującą teorią. Czy mógłbyś wymienić kilka przykładów? Interesują mnei okoliczności, w jakich je odkryto, czy są dobrze udokumentowane i gdzie się w chwili obecnej znajdują.
CREMO: W porządku, oto jeden bardzo dobry przykład. Pochodzi z ostatnich lat. Pragnę zaznaczyć, że to jeden z moich ulubionych. W roku 1979 w Laetoli w Tanzani Mary Lackey, żona jednego z najsłynniejszych antropologów dwudziestego wieku, Louisa Lackeya, znalazła w wyschniętym wulkanicznym pyle liczącym sobie 3,6 miliona lat odciśnięte ślady stóp należące do trzech osobników. Analizowało je wielu specjalistów zajmujących się badaniem śladów stóp, takich jak na przykład antropolodzy fizyczni. Całe to odkrycie zostało szczegółowo udokumentowane w magazynie National Geografic i innych podobnych mu periodykach, które wymieniliśmy w naszej książce. Możesz je tam obejrzeć uwiecznione na fotografii. Wyglądają identycznie jak odciski stóp współczesnego człowieka. Jeden z badaczy powiedział, że gdyby przejść się teraz po plaży i spojrzeć na odciski ludzkich stóp, jakie możemy tam znaleźć, to nie stwierdzilibyśmy między nimi i tymi odnalezionymi na zaschniętym wulkanicznym pyle żadnej różnicy. Najdziwniejsze w całej tej sprawie jest to, że żaden z uczonych, którzy badali te ślady, nie doszedł do oczywistego wręcz wniosku, że ta istota, która je pozostawiła, musiała być bardzo podobna do nas, współczesnych ludzi.
LEE: Tak więc z jednej strony mamy dowody, które wykorzystuje się do poparcia odpowiedniej teorii, o ile oczywiście do niej pasują, z drugiej zaś nie mniej cenne dowody, które się odrzuca jeśli do niej nie pasują. Nie uważasz, że to pewien rodzaj hipokryzji?
CREMO: Oczywiście, że tak. To zjawisko nazwaliśmy "filtrowaniem wiedzy" i w pewnym sensie nie jest to wcale diabelski spisek naukowców w celu oszukiwania ludzi. Jest to raczej pewien rodzaj samooszukiwania się naukowców, którzy są w to zaangażowani. Na przykład kiedy znaleziono wspomniane odciski stóp, naukowcy stwierdzili, że "musiały one należeć do australopiteka", mimo iż w swoich zbiorach mieli kości stóp tego człekopodobnego stworzenia przypominającego małpę, które żyło prawdopodobnie trzy miliony lat temu w Afryce. Posiadane przez nich kości stóp nie pasowały do śladów znalezionych przez Mary Leakey.
LEE: W jakim stopniu te dwa znaleziska nie zgadzały się ze sobą?
CREMO: W dużym, dlatego że palce stóp australopiteka są bardzo długie i zaokrąglone. Duży palec ich stóp pełni w nich podobną rolę do naszego kciuka. Przyjrzyj się szympansom, spójrz na ich stopy. Wielki palec w stopach szympansów może poruszać się na wszystkie strony. Pełni podobne funkcje jak kciuk u ludzi. Jest na przykład bardzo pomocny w czasie wspinania się po drzewach - do chwytania gałęzi. Tak więc znalezione w Afryce ślady stóp, które datowane są na 3,6 miliona lat w żadnym wypadku nie mogą być śladami pozostawionymi przez australopiteka.
LEE: Dlaczego w takim razie wybrano właśnie jego do wyjaśnienia pochodzenia tych śladów?
CREMO: Ponieważ była to, jak wówczas sądzono, jedyna w owym czasie istota, która chodziła na dwóch nogach, a także dlatego, że ignorują oni wszystkie inne dowody, które wskazują, że ludzie podobni do współczesnego człowieka żyli w tamtym czasie. Coś takiego nie mieści się w ich głowach mimo ewidentnych dowodów. Jeśli to są ślady ludzkich stóp, to mógł je odcinąć nie kto inny jak ludzie.
LEE: A co na to Leakeyowie? W jaki sposób oni interpretowali te ślady?
CREMO: Mary Leakey twierdziła, że te ślady pochodzą od człekokształtnej małpy z ludzkimi stopami. Gdyby to był jedyny dowód, jaki mamy, na istnienie człowieka w zamierzchłej przeszłości, to można by było przyznać jej rację. W naszej nowej książce Zakazana archeologia przedstawiliśmy jednak wiele więcej udokumentowanych dowodów na istnienie człowieka w tamtym okresie, na przykład kamienne narzędzia, różnego rodzaju wyroby rzemieślnicze, inne ludzkie kości oraz kompletny szkielet człowieka pochodzący z tego samego okresu co ślady stóp znalezione przezz Mary Lackey. Wyżej wymienione znaleziska każą nam przypuszczać, że ślady stóp widniejące w wyschniętym wulkanicznym pyle zostały odciśnięte przez człowieka.
LEE: Dlatego, że potwierdzają to inne dowody..
CREMO: Dokładnie tak.
LEE: Sugerujesz zatem, że historia rodzaju ludzkiego zawiera jakieś bardzo interesujące rozdziały, które są najzwyczajniej w świecie ignorowane, tylko dlatego, że obowiązuje nas jakaś niewłaściwa teoria. Może podasz nam jakieś inne przykłady. To, co mówisz, jest bardzo interesujące.
CREMO: Innym przykładem może być szkielet znaleziony w Afryce w roku 1913 przez dra Hansa Recka, pracownika Uniwersytetu Berlińskiego. Szkielet spoczywał na obszarze znanym obecnie jako Olduval Gorge...
LEE: Bardzo popularne miejsce do dokonywania odkryć, nieprawdaż?
CREMO: Zgadza się. To właśnie tam Lackeyowie prowadzili większość swoich poszukiwań archeologicznych. W roku 1913 dr Hans Reck znalazł tam kompletny szkielet współczesnego człowieka, który spoczywał w skamieniałej warstwie geologicznej liczącej sobie od jednego do prawie dwóch milionów lat. Było to bardzo doniosłe odkrycie, ponieważ zgodnie ze współczesnymi teoriami naukowymi ludzie tacy jak my istnieją na Ziemi od niespełna stu tysięcy lat, co oznacza, że ten szkielet nie powinien istnieć...
LEE: W jaki sposób to wyjaśniono? Czyw roku 1913 człowiek nie był w centrum zaiteresowania archeologii? Dlaczego tego typu znaleziska nie były analizowane?
CREMO: W tamtym okresie, po odkryciu w roku 1894 Człowieka Jawajskiego, podstawy współczesnej archeologii dopiero się kształtowały. Kiedy patrzy się teraz na to z perspektywy czasu, jest to bardzo interesująca historia przypominająca powieść detektywistyczną. Swoje epokowe dzieło O powstawaniu gatunków Karol Darwin napisał w roku 1859. Książka ta wywołała falę intelektualnego szoku, które obiegły cały świat. Najbardziej intrygujące w tamtym czasie pytanie brzmiało: "Skąd pochodzi człowiek?"
LEE: Zgodzisz się chyba ze mną, że jesteśmy raczej samolubnymi istotami, prawda?
CREMO: Tak, to prawda. Nie interesujemy się zbytnio, skąd się wzięły na przykład motyle czy kraby. Interesuje nas, skąd pochodzimy my sami - ludzie. Pokusiłem się więc o przejrzenie współczesnych opracowań i zauważyłem w nich brak jakichkolwiek wzmianek z okresu między rokiem 1859, kiedy to Darwin napisał O powstawaniu gatunków, a 1894, kiedy odkryto Człowieka Jawajskiego, które mówiłyby o tego typu znaleziskach. Pomyślałem, że to bardzo dziwne, zwłaszcza że w tamtym czasie niezliczone rzesze naukowców poszukiwały na całym świecie brakującego ogniwa niezbędnego do wyjaśnienia zagadki pochodzenia człowieka. Poprosiłem zatem jednego z moich asystentów, aby udał się do biblioteki i przyniósł mi jakieś książki antropologiczne z lat 1880-1885. Chciałem je dokładnie przejrzeć. To, co w nich znalazłem, wręcz mnie zaszokowało. Były one napisane przez naukowców, a nie zwykłych ludzi. Uczeni ci byli geniuszami swojej epoki. Opisywali w naukowych czasopismach różnego rodzaju dowody wskazujące, że tacy ludzie jak my - żadne tam małpoludy ani brakujące ogniwa - żyli 10, 20, 30, 50, 50, z nawet więcej milionów lat temu. I nie mówię tu o jakimś jednym czy dwóch odkryciach, ale o setkach tego typu odkryć. Wszystkie je opisałem w swojej liczącej niemal sto stron książce Zakazana archeologia.
LEE: To niesamowite. Gdzie są te wszystkie znaleziska? Gdzie się teraz znajdują? Co się z nimi stało? Co się obecnie dzieje z tymi setkami ludzkich szkieletów, z których wiele pochodzi sprzed setek milionów lat, i co z wcześniejszymi znaleziskami, które udokumentowaliście w swojej książce?
CREMO: Najstarsze znaleziska, jakie opisaliśmy, to... oczywiście nie mówimy tu teraz o szkieletach, ale różnego rodzaju przedmiotach, które nie mogły powstać w sposób naturalny...
LEE: Rozumiem.
CREMO: Przedmioty, które opisaliśmy, zostały nawyraźniej wykonane ludzką ręką. Najstarszy z nich to metalowa kula z wyżłobieniami znaleziona w Południowej Afryce. Znaleziono ich bardzo wiele. Są to doskonale okrągłe metalowe kule, z których część ma po trzy wyżłobienia biegnące wokół ich obwodu. Ich wiek szacuje się na około 2,8 miliarda lat...
LEE: Przepraszam, czy dobrze zrozumiałam? Mówisz, że te kule mają 2,8 miliarda lat?
CREMO: Tak. Jak zapewne wiesz, zgodnie z obowiązujacą teorią naukową, Ziemia ma około 5,3 miliarda lat. Tak więc te metalowe kule są dosyć stare, prawda? Najstarszym śladem pozostawionym przez człowieka jest odcisk stopy odnaleziony w Antelope Springs w stanie Utah w roku 1968. Szacuje się, że pochodzi on z okresu kambryjskiego, to znaczy, że ma mniej więcej sześćset milionów lat.
LEE: Powiedz mi, ile lat mają nastarsze szczątki szkieletu, jaki znaleziono?
CREMO: Najstarszymi pozostałościami szkieletu, z jaimi się zetknęliśmy i opisaliśmy w naszej książce, jest szkielet człowieka, który został odkryty w kopali węgla z okręgu Macoupin w stanie Illinois w roku 1862. Szkielet ten opisano w czasopiśmie The Geologist. Stwierdzono, że pochodzi z okresu Karbonu, co oznacza, że ma około trzystu milionów lat. Jest to więc bardzo niezwykłe znalezisko. Jednak jak to się często zdarza, jeśli któreś ze znalezisk nie pasuje do obowiązującej teorii, to się go nie ujawnia opinii publicznej, kiedy zaś pasuje, to jest pieczołowicie pielęgnowane i eksponowane.
LEE: Robi się wokół tego wiele szumu, nagłaśnia, można wszędzie o tym przeczytać...
CREMO: Tak. Znaleziska, które pasują do przyjętych teorii, można oglądać w muzealnych gablotach. Kręci się o nich filmy, które można później obejrzeć w programie National Geografic lub innych jemu podobnych. Lecz jeśli coś stoi w sprzeczności z obowiązującą teorią, to nigdy się o tym nie usłyszy. Tych dziwnych znalezisk się nie zachowuje, dlatego często nie pozostaje po nich żaden ślad. Chcę też powiedzieć, że to ludzie tacy jak ty, mam tu na myśli przedstawicieli środków masowego przekazu, powinni głębiej badać tego rodzaju sprawy. To tak jakbyś pytała polityka o jakąś sprawę, którą on starałby się przed tobą ukryć, i brała jego wyjaśnienia za dobrą monetę, nie starając się jej zgłębić, nie starając poznać oczywistych faktów. Sądzę, że wiele wyników prac archeologów jest ukrywanych przed opinią publiczną. Pragnę podkreślić, że nie możemy im ufać bardziej niż zwykłym ludziom, tylko dlatego że zajmują uniwersyteckie posady lub mają przed nazwiskiem literki "dr".
LEE: Całkowicie się z tym zgadzam. Michael, przedstawiasz tu całkiem odmienny punkt widzenia od tego, jaki ma większość ludzi, Mówisz, że naszym obowiązkiem, intelektualną powinnością jest nieprzyjmowanie głoszonych teorii na słowo, ale staranie się ustalić, czy nic się za nią nie kryje i czy istnieją jakieś inne możliwości. Dlaczego tak uważasz? Słyszałam od wielu ludzi, którzy mówili, że musisz być chyba głupi, skoro nie akceptujesz teorii, które wyznają szerokie kręgi uczonych, albo że padłeś ofiarą oszustwa i tracisz czas zajmując się tym, co robisz. Jak sądzisz, dlaczego twój punkt widzenia tak bardzo się różni i co ma nas skłonić do przyjęcia alternatywnej teorii.
CREMO: Sądzę, że w stosunku do nauki powinniśmy przyjąć taką samą postawę, jak w stosunku do polityki i polityków. Podam przykład. Jeśli mamy jakieś podejrzenia w stosunku do danego polityka, zwykle sądzimy, że coś ukrywa przed nami, i wówczas nie akceptujemy tego i żądamy wyjaśnień.
LEE: Wyjaśnij mi to w jakiś inny sposób, proszę.
CREMO: Dobrze. Sądzę, że tego rodzaju podejście, to znaczy akceptowanie wszystkiego, co mówią naukowcy, jest w chwili obecnej przeważające. Myślę, że powinniśmy być bardziej...
LEE: Sceptyczni?
CREMO: Tak. Powinniśmy być bardziej sceptyczni. Na niektóre sprawy powinniśmy spojrzeć niezależnym okiem, czasem nawet przyjąć postawę postronnego obserwatora. Ludzie chcą znać stanowisko kogoś niezależnego, osoby nie związanej z daną sprawą. Dlatego nie należy za każdym razem zwracać się do ekspertów, którzy badają daną sprawę, ponieważ oni zawsze przedstawią swój punkt widzenia na to, co badają. Aby zbadać coś dokładnie, potrzeba ludzi z zewnątrz, którzy spojrzą na to świeżym okiem. Właśnie coś takiego zrobiliśmy w naszej książce. Materiał do niej zaczęliśmy gromadzić bez żadnych przyjętych z góry koncepcji i to, co znaleźliśmy, dowodzi, że nasze wyobrażenia o przeszłości są nieobiektywne. Nie przekazuje się nam całej prawdy. Nie podaje się nam wszystkich faktów. Dlatego w Zakazanej archeologii staraliśmy się przedstawić wszystkie fakty, aby ludzie mogli sami wyciągnąć z nich wnioski.
LEE: Jakie ty i Richard Thompson macie wykształcenie w tej dziedzinie?
CREMO: Prawie żadnego, poza badaniami, jakie przeprowadziliśmy.
LEE: Czy łatwo prowadzi się tego rodzaju badania? Czy raporty, które badaliście były łatwo osiągalne? Skąd wiedzieliście, gdzie szukać prawdy, jeśli była ukrywana?
CREMO: To było jak pisanie detektywistycznej powieści. Po pierwsze, cofa się w badaniach wstecz i zaczyna odnajdywać raporty mówiące o różnego rodzaju znaleziskach. Później trzeba szukać nieznanych przypisów. To jest jak kamuflaż. Jak zatajanie jakiejś sprawy. Jeśli chce się coś odkryć, trzeba się do tego dokopać. Musieliśmy zdobyć czasopisma, niektóre z nich utajnione, oraz raporty dosłownie z całego świata, z których część pochodziła nawet sprzed kilkuset lat. Następnie trzeba było je przetłumaczyć na angielski z niemieckiego, francuskiego, hiszpańskiego, rosyjskiego i wielu innych języków. Zajęło to nam prawie osiem lat. Osiem lat pracowicie zbieraliśmy materiały do naszej książki. Wszystko jest w niej dokładnie opisane, każda informacja ma swój odnośnik. To kompletna biografia.
LEE: Jednak naukowcy nie odpowiedzieli na to, co napisaliście. Sądzę, że czytali waszą książkę i z łatwością mogliby zweryfikować prawdziwość pochodzenia niektórych przedstawionych przez was znalezisk. Oczywiście nawet w tysiąc stronicowej książce nie mogliście opisać ich wszystkich. Jakie zatem obraliście kryterium, którym kierowaliście się przy wyborze danego znaleziska do zbadania i umieszczenia w książce?
CREMO: Wybieraliśmy tylko te znaleziska, których pochodzenie można było udokumentować i poświadczyć w sposób naukowy. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że proces nazwany przez nas "filtracją wiedzy" trwa nadal. Mieliśmy szczęście dotrzeć do kilku współczesnych badaczy, którzy padli jego ofiarą. Byli tak uprzejmi, że wyjaśnili nam, w jaki sposób jest on realizowany.
LEE: Zatem powiedz nam, jak się on obecnie odbywa?
CREMO: Po pierwsze, potrzebne są pieniądze. Następnie są określone grupy wpływowych ludzi, którzy kontrolują pewne stanowiska. Jest także potrzebna możliwość publikowania wyników badań. Należy wiedzieć, że jeżeli chce się zostać profesorem na uniwersytecie, należy posiadać rekomendacje. Jeśli chcesz, żeby twój artykuł został opublikowany w naukowym czasopiśmie, musi on przejść najpierw przez coś, co się nazywa "powtórną weryfikacją".
LEE: Pewni ludzie mogą komentować czyjąś pracę i jej autor nawet nie wie, kim oni są.
CREMO: Dokładnie tak. Nie wiadomo, kim oni są. W pewnym sensie można nawet powiedzieć, że jest to dominująca grupa ludzi, która wykorzystuje różnego rodzaju środki, aby uniemożliwić poznanie prawdy szerszemu kręgowi społeczeństwa.
LEE: Zatem do objęcia jakiegoś ważnego stanowiska naukowego, opublikowania jakiegoś ważnego artykułu potrzebne są tak zwane układy i koneksje, czy tak?
CREMO: Oczywiście. Od czasu do czasu łączę się poprzez mój komputer z Internetem...
LEE: Ja również.
CREMO: Jak wiesz, w Internecie istnieją grupy dyskusyjne. W niektórych z nich dyskutuje się na temat wad obecnego systemu i są ludzie, którzy właśnie ten temat wybrali sobie jako obiekt swoich zainteresowań.
LEE: Jakiego typu są to grupy? Czy to grupy artystyczne? Biblioteczne? Chodzi mi o to, skąd czerpiesz tego rodzaju informacje? Wśród naszych słuchaczy mamy przecież wielu użytkowników Internetu.
CREMO: Spotkałem się z jedną, ale nie pamiętam dokładnie jej nazwy, pamiętam tylko, że była naprawdę dziwna. Grupa ta prowadziła dyskusję na temat możliwości zatrudnienia się na stanowiska uniwerstyteckie. Dyskutowano o tym, co trzeba zrobić, aby taką posadę otrzymać, oraz o systemie ich przydzielania, w ogóle o tym, jak działa ten system.
LEE: Zatem nie ma sensu starać się o jakiekolwiek stanowisko, dopóki nie pozna się, jak się należy o nie ubiegać.
CREMO: Dokładnie tak. Na każde stanowisko uniwersyteckie, które się zwalnia, jest zazwyczaj bardzo wielu, czasami setki, kandydatów.
LEE: Jak rozumiem, tak wielka konkurencja zachęca, aby być w zgodzie z obowiązującą doktryną, prawda? Jeżeli myśli się poważnie o posadzie, to robi się wszystko, aby ją otrzymać.
CREMO: To prawda. W kręgach uniwersyteckich i naukowych istnieją bardzo wpływowi ludzie, którzy decydują, kto obejmie dane stanowisko, kontrolują możliwość publikowania wyników badań oraz otrzymania na nie pieniędzy. Jeśli chce się mieć dobrą posadę, publikować swoje prace oraz mieć pieniądze na prowadzenie badań, to musi się grać tak, jak oni tego chcą. Właśnie tak działa ten system. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy stali się jego ofiarami. Ludziom tym odmówiono prawa do publikacji ich własnych prac, odmówiono im możliwości wykonywania pracy i pozbawiono pieniędzy na prowadzenie badań.
LEE: Może ci ludzie chcieli głosić jakieś herezje?
CREMO: Nie. Przyczyną były ich poglądy. Jeden z takich przypadków przedstawiamy w naszej ksiązce. Dotyczy on Virginii Steen-McIntyre, geolog pracującej dla US Geological Survey. W 1970 roku oznaczała wraz z innymi geologami wiek pewnego miejsca w Hueyatlaco w Meksyku, w którym znaleziono bardzo precyzyjnie wykonane kamienne narzędzia. Mógł je wykonać nie kto inny, jak tylko człowiek. Do określenia wieku miejsca, w którym znaleziono te narzędzia, oprócz metody uranowej wykorzystano również inne techniki. Dzięki temu ustalono, że wynosi on około trzystu tysięcy lat. Obowiązująca jednak doktryna mówi, że człowiek pojawił się w Ameryce Północnej nie więcej niż dwanaście tysięcy lat temu. Mimo iż niektórzy uczeni wydłużają już ten okres nawet do dwudziestu pieciu, a nawet trzydzistu tysięcy lat, nadal obowiązuje dwanaście tysięcy lat. Tak wiec mamy tu bardzo precyzyjnie wykonane narzędzia znalezione w miejscu datowanym na trzysta tysięcy lat, co jest w tym przypadku wręcz ekstremalną anomalią. Nie było wtedy na Ziemi tak rozwiniętej istoty, która mogłaby wykonać takie narzędzia. Przecież człowiek istnieje od stu tysięcy lat. W rzeczy samej tego rodzaju narzędzia znaleziono w Europie, ale ich wiek szacuje się na czterdzieści tysięcy lat. Tak więc fakt, że w Meksyku, gdzie w tym czasie w ogóle nie powinno być człowieka, znaleziono narzędzia, których wiek szacuje się na trzysta tysięcy lat, to znaczy ponad dwieście pięćdziesiąt tysięcy lat więcej niż jakiekolwiek inne znalezisko tego typu... jest nie do przyjęcia!
LEE: I to rodzi problem, prawda?
CREMO: Tak. Badacze, którzy to odkryli, sporządzili raport, ale nigdy nie udało im się go opublikować. Nikt nie chce się tego podjąć.
LEE: Powiedz mi, co się stało z tymi narzędziami? Gdzie się one dzisiaj znajdują?
CREMO: Narzędzia te są przechowywane w jakimś muzeum - odnalazły się stosunkowo niedawno i jeśli się pośpieszycie, to może jeszcze zdążycie je zobaczyć. Staraliśmy się o pozwolenie na zrobienie im zdjęć i umieszczenie ich w naszej książce. Powiedziano nam jednak, że możemy dostać na to zgodę pod warunkiem, że pod zdjęciami umieścimy napis, że mają one dwadzieścia pięć tysięcy lat. Jeśli jednak będziemy upierali się przy tym, że mają one trzysta tysięcy lat, to nie otrzymamy zgody na ich wykonanie.
LEE: Opowiedz nam jeszcze o innych tego typu znaleziskach, a potem o tym, kto decyduje o losach tej światowej spuścizny? Podaj niektóre z narzucanych ograniczeń. W jaki sposób datuje się znaleziska? Skąd wiemy, jak są one stare? Wiem, że datowanie wielu znalezisk związane jest z wiekiem warstw geologicznych, w których je znaleziono. Opowiedz nam coś więcej o tych znaleziskach, a potem przejdźmy do omówienia związanych z nimi spraw.
CREMO: Zgoda. Innym ciekawym znaleziskiem jest rzeźbiona muszla odkryta w formacji skalnej Red Crag w Anglii. Muszlę tę znalazł Henry Stopes, członek Angielskiego Towarzystwa Geologicznego. Wiek formacji skalnej w Red Crag szacuje się na około dwa miliony lat. Na znalezionej przez niego muszli widnieje wyrzeźbiona ludzka twarz. Zgodnie z obowiązującą doktryną tego rodzaju przedmioty sztuki wykonane przez człowieka i znalezione w Europie nie mogą być starsze niż czterdzieści tysięcy lat. Tak więc muszla, której wiek datowany jest na dwa do trzech milionów lat, jest niezwykłą anomalią. Pragnę w tym miejscu dodać, że znaleziono ją w dziewiętnastym wieku.
LEE: Rozumiem. A co z innymi niezwykłymi znaleziskami?
CREMO: Teraz przykład pochodzący z Ameryki Północnej. Jesteśmy w posiadaniu świetnej dokumentacji pokazującej, w jaki sposób ukrywa się niektóre znaleziska. W miejscu zwanym Sheguiandah, na terenie Wielkich Jezior w Kanadzie, a dokładnie na wyspie Manitoulin, dr Lee znalazł w formacji glacjalnej kamienne narzędzia, których wiek szacował na dwadzieścia tysięcy lat. Jak już wcześniej wspominałem, zgodnie z obowiązującą teorią człowiek pojawił się w Ameryce Północnej dopiero dwanaście tysięcy lat temu. Kiedy dr Lee dokonał swojego odkrycia, współpracował z Muzeum Narodowym Kanady. Poprosił innego geologa, aby przyjechał i zbadał te narzędzia, ponieważ chciał się upewnić, czy otrzymane przez niego wyniki są prawdziwe. I w tym momencie stracił pracę. Nie dopuszczno do publikacji jego raportu na temat tego odkrycia. Co więcej, przez lata nie mógł nigdzie znaleźć pracy w swoim zawodzie. Czuł się z tego powodu bardzo pokrzywdzony. Kamienne narzędzia, które znalazł zostały zabrane i gdzieś ukryte.
LEE: Zatem całą tę sprawę jakby pogrzebano?
CREMO: Tak, pogrzebano ją.
LEE: W swojej książce umieściliście opisy przede wszystkim tych przedmiotów, których pochodzenie chce się udokumentować i które wymagały od was przeczytania bogatej literatury naukowej. Wspominacie też o znaleziskach, wprawdzie niezbyt często, których pochodzenie nie jest tak dobrze udokumentowane. Mam tu na myśli przedmioty znalezione przez górników kopiących w bardzo głębokich, starych warstwach węgla. Na przykład słyszałam od ludzi, którzy rozdrabniali grudy węgla na mniejsze kawałki po to, aby móc włożyć je później do swoich pieców, o znajdujących sie w nich złotych łańcuchach, metalowych wazach oraz innych niezwykłych znaleziskach. Czy rzeczywiście coś takiego miało miejsce i czy może sami górnicy, którzy pracują w kopalniach, również coś znaleźli.
CREMO: Opowiem ci o jednym tego typu przypadku, który opisaliśmy w naszej książce. W roku 1987 na łamach gazety Daily News, która wychodzi w Omaha w stanie Nebraska ukazał sie artykuł zatytułowany "Rzeźbiony kamień wygrzebany w kopalni". Opowiadał on o odłamku skalnym o wymiarach 0,6 na 0,3 metra. Na jego górnej powierzchni były wyrzeźbione geometryczne figury w kształcie diamentu, a wewnątrz każdego z tych diamentów ludzka twarz przedstawiająca osobę w starszym wieku. Jak ten kamień dostał się do warstwy, z której wydobywa się węgiel? Miejsce, w którym go znaleziono, położone było na głebokości około stu trzydziestu stóp [39 m] pod powierzchnią ziemi. Górnicy mówili, że warstwy węgla w tym miejscu były nienaruszone. Trzeba wiedzieć, że ci ludzie wiedzą, co mówią, bowiem od tego, czy węgiel był naruszony, czy nie, często zależy ich życie. Gdyby wydobywali węgiel w miejscu, gdzie został on naruszony, groziłoby to osunięciem się warstw węgla i w rezultacie mogliby zostać uwięzieni pod ziemią. Węgiel wydobywany nie opodal Omaha w stanie Nebraska ma około trzystu milionów lat, co czyni to znalezisko niezwykłym odkryciem. Gdzie w chwili obecnej znajduje się ten dziwny kamień? Nie wiem. Próbowaliśmy go odszukać, ale niestety nie udało się nam. Co ciekawe, kamień ten był opisywany w gazetach. Znaleźliśmy wiele wzmianek na jego temat. Widocznie tak bardzo odbiega on od obowiązującej obecnie teorii, że prawdopodobnie nigdy nie zostanie zaakceptowany przez współczesną naukę i nigdy nie zostanie umieszczony w żadnym z muzeów. Przypuszczamy, że to któryś z górników zatrzymał sobie ten kamień, a kidy umarł, przeszedł on w posiadanie jego rodziny, albo on sam gdzieś go zapodział...
LEE: Albo spoczywa on sobie gdzieś u kogoś w domu na strychu i ten ktoś nawet nie zna jego prawdziwego pochodzenia.
CREMO: Może tak być. Jeśli ktoś wie, co się dzieje z tym kamieniem, niech skontaktuje się z nami.
LEE: Michael, słyszałam o odkryciu znajdujących się sto pięćdziesiąt stóp [45 m] pod ziemią kamiennych ścian. O ile mi wiadomo, odkryć takich dokonano w Teksasie i Kalifornii. Czy to prawda? Czy kiedykolwiek spotkałeś się z czymś tak ogromnym, jak te kamienne ściany?
CREMO: Tak, słyszeliśmy o tego rodzaju znaleziskach. O jednym z nich wspomnieliśmy w naszej książce. Mamy relację górnika, który pracował w roku 1928 w kopalni w Heavener w stanie Oklahoma. Miejsce, w którym dokonano odkrycia, położone było na głębokości dwóch mil [3,2 km] i składało się z różnych komór. Pewnego ranka odstrzeliwszy ścianę wegla górnicy ujrzeli na końcu powstałej komory betonowe, jak je określili, bloki niewiadomego pochodzenia. Miały one być gładką, jakby wypolerowaną powierzchnię i tworzyły coś, co wyglądało jak ściana, którą ktoś tam na dole musiał wybudować. O swoim odkryciu powiadomili przełożonego, który usłyszawszy o tym kazał im opuścić ten korytarz i skierował w inne miejsce. Część korytarza, w którym znajdowały się te bloki, po prostu zasypano.
LEE: Wygląda to na typowe postępowanie w tego rodzaju przypadkach.
CREMO: Tak, to typowe postępowanie. Pamiętajmy jednak, że w przypadku tego rodzaju znalezisk można ponownie rozpocząć ich badanie, tylko że do tego potrzeba ludzi o bardziej otwartych umysłach.
LEE: Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, co by się stało, gdyby nasza Ziemia stała się nagle przeźroczysta i moglibyśmy ujrzeć na przykład wszystkie kości dinozaurów, niezwykłe przedmioty wykonane przez człowieka, wszystkie ludzkie szczątki, odciski stóp - to wszystko, co znajduje się zagrzebane w Ziemi i spoczywa w niej od niepamiętnych czasów. Jak sądzisz, co byśmy wtedy ujrzeli? Czy byłoby tego dużo?
CREMO: No, gdybyśmy mieli taką możliwość, to sądzę, że poznalibyśmy pełny obraz wszystkich stworzeń i ludzi. Jednak w chwili obecnej mamy do czynienia z problemem innego rodzaju niż tylko z możliwością ujrzenia wszystkich szczątków i artefaktów. Otóż wszystkie rzeczy, które odnajdujemy, są traktowane w dwojaki sposób. Jeśli jakieś znalezisko pasuje do obecnie obowiązującej teorii to...
LEE: Właśnie, może ktoś to zaplanował albo...
CREMO: Masz rację. Problem polega jednak w tym, że gdyby przyjąć tę samą miarę do znalezisk, które znajdują się obecnie w muzeach, to również i je spotkałby ten sam los. Na przykład, jeśli ktoś odnajduje szkielet współczesnego człowieka w warstwie węgla położonej blisko powierzchni, której wiek szacuje się dwieście milionów lat, to mamy podstawy uważać, że i on ma tyle lat. Ktoś inny może jednak tego nie uznać i stwierdzić, że szkielet ten znaleziono zbyt blisko powierzchni ziemi, w związku z czym... Także najbardziej znane znalezisko archeologiczne, jakim jest Lucy - najsłynniejsza przedstawicielka gatunku Australophitecus znaleziona w Etiopii w roku 1970 przez Donalda Johansona - odkryto blisko powierzchni ziemi. Co więcej, większość szczątków Człowieka Jawajskiego również znaleziono blisko powierzchni ziemi. Jak dotąd nie znaleziono ich na większej głębokości.
LEE: Rozumiem. Słyszałam o złotych łańcuchach, które wypadały z brył węgla. Opisy tego rodzaju znalezisk spotkałam w kilku książkach. Czy wiadomo ci coś na ten temat?
CREMO: Tak, również o tym czytałem. Także w naszej książce wspominamy o tego rodzaju znaleziskach. W roku 1981 miał miejsce jeden ze szczególnie interesujących przypadków odnalezienia złotego łańcuszka. Przypadek ten opisano w wychodzącej w stanie Illinois gazecie The Morrisonville Times. Pani Culp, żona wydawcy tej gazety, rozdrabniała właśnie węgiel, aby móc włożyć go do pieca, kiedy w pewnym momencie zauważyła wystający z bryły mały złoty łańcuszek o dość skomplikowanej budowie. Łańcuszek był bardzo mocny - do tego stopnia, że był w stanie utrzymać zwisające z obu jego końców bryły węgla. Dopiero ich rozłupanie pozwoliło go wydobyć. Poprosiliśmy obecnego wydawcę gazety, aby przysłał nam kopię artykułu, w którym opisano to znalezisko. Wydawca spełnił naszą prośbę i przysłał nam jego kopię. Zwróciliśmy się także z prośbą do Urzędu Geologicznego stanu Illinois o podanie nam wieku węgla, w którym znajdował się ten łańcuszek.
LEE: I co się z nim stało? W jaki sposób udało się wam to udokumentować? Przecież to tylko historia z gazety o tym, że ktoś coś znalazł w bryle węgla. Wprawdzie trochę różniąca się się od innych publikowanych w tym czasie. Może ktoś nosi teraz ten łańcuszek na swojej szyi, sądząc, że to zwykły wyrób jubilerski?
CREMO: Staraliśmy się go odnaleźć, ostatecznie miał około trzystu milionów lat. Ustaliliśmy, że jego właścicielka zmarła w roku 1959, zaś po jej śmierci przeszedł on w posiadanie ich krewnych. W tym samym miejscu nasze poszukiwania utknęły w martwym punkcie. Właśnie dlatego, że nie udało się nam dobrze udokumentować tego znaleziska, umieściliśmy je w dodatku do książki. Nasza książka składa się głównie z opisów znalezisk, które nie są tak spektakularne jak ta historia ze złotym łańcuszkiem, niemniej ich zaletą jest to, że są one przez nas lepiej zbadane i udokumentowane. Niektóre z opianych przez nas rzeczy można podziwiać w muzeach.
LEE: Właśnie połączył się z nami Tom z San Luis Obispo. Dziękujemy ci za telefon.
TOM: Dzięki. Mam kilka pytań na temat metalowych kul z rowkami. Po pierwsze chciałbym się dowiedzieć, ile kul znaleziono, z czego są wykonane, w jaki sposób je datowano i czy kiedykolwiek powtarzano ten pomiar?
CREMO: Zgoda. Wiele pytań, ale postaram się odpowiedzieć na wszystkie. Metalowe kule z rowkami znaleziono w miejscowości Ottosdal w Afryce Południowej. Znajdowano je przez dłuższy czas. Znaleziono ich setki. Nie wszystkie z nich mają równoległe rowki biegnące wzdłuż ich obwodu. Nigdy nie opisano tych kul w żadnym naukowym czasopiśmie i właśnie między innymi dlatego opis tego szczególnego znaleziska zamieściliśmy w dodatku do naszej książki. W chwili obecnej kule te znajdują się w muzeum w Klerksdorpie w Republice Południowej Afryki. W sprawie tych kul korespondowaliśmy z Roelfem Marxe, kustoszem tego muzeum. Roelf Marx powiedział nam, że według niego kule te wyglądają na sztucznego pochodzenia. Co więcej, powstały one w czasie, kiedy na Ziemi nie istniały podobno żadne inteligentne formy życia. Tak przynajmniej uważa. Roelf Marx powiedział nam, że mimo iż kule te wyglądają, jakby były wykonane przez człowieka, to jednak nie mogą być jego dziełem, ponieważ, jak sam stwierdził, "wiem, że w tamtym czasie nie istniał człowiek ani żadna forma życia". Kule te zostały znalezione w warstwie pirofilitu - minerału, którego wiek szacuje się na 2,8 miliarda lat. Informację tę otrzymał on od profesora geologii Bisshoffa z Uniwersytetu w Potchefstroom. Kule zostały wykonane z limonitu. Limonit jest jedną z wielu rud żelaza, jednak w przypadku tych kul jest on niezwykły, ponieważ jest wyjątkowo twardy. Nie można ich zarysować nawet stalowym punktakiem, co w skali twardości minerałów oznacza, że jest on wyjątkowo twardy. Normalnie limonit jest miękkim minerałem, jednak w przypadku tych kul jest bardzo twardy, co wydaje się bardzo tajemnicze. Opisu tych kul nie znajdzie się w żadnym naukowym czasopiśmie i nie sądzę, aby znalazł się choć jeden uczony, który odważyłby się przyznać, że są one dziełem człowieka, mimo iż ich wygląd tego dowodzi.
LEE: A teraz ostatnie pytanie. W skale pochodzącej z okresu Triasu znaleziono odcisk podeszwy buta. Wiek tej skały szacuje się na dwieście pięćdziesiąt milionów lat. Podeszwa buta była przytwierdzona do pozostałej jego części przy pomocy grubej nici, co wyraźnie pokazuje ów odcisk w skale. Czyż to nie jest niezwykłe! Jak można przeoczyć coś takiego? Tak przy okazji, gdzie znajduje się teraz ta skała?...
CREMO: Dobrze, że o tym wspomniałaś. Mamy tu następny przykład znaleziska, który przedstawiono naukowcom. Osoba, która go znalazła, zabrała go do Nowego Jorku na Uniwersytet Columbia. Pokazała go tam kilku wpływowym osobom z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej, a następnie im go przekazała. Napisaliśmy do tego Muzeum z prośbą o informację o tej skale, lecz w odpowiedzi odpisano nam, że nic im o niej nie wiadomo. Oświadczyli, ze w ich rejestrach nie ma żadnej wzmianki na jej temat.
LEE: Tak więc nie wierzcie we wszystko, co słyszycie. Bierzcie pod uwagę inne możliwości. Sądzę, że ta rozmowa była bardzo interesująca i zachęci wielu z nas do innego spojrzenia na tego rodzaju sprawy, a co za tym idzie, poszerzenia swojego światopoglądu. Dziekuję za uwagę. Mówiła Laura Lee.
Powyzszy artykuł pochodzi z 3-go numeru Nexusa.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez chanell dnia Śro 8:41, 12 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
skryty
Moderator
Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 175
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:46, 19 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Już gdzieś wspominałem że jest to bardzo interesująca pozycja ksiażkowa którą warto przeczytać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
chanell
Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 10:09, 20 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Instytut Smithsona
"Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość.
Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość".
George Orwell
Każdy, kto widział głośny film o przygodach Indiany Jonesa "Poszukiwacze zaginionej arki", pamięta zapewne jedną z ostatnich scen, w której słynna starożytna Arka Przymierza pochodząca ze świątyni w Jerozolimie zamknięta zostaje w skrzyni, która umieszczona zostaje pośród podobnych jej skrzyń w gigantycznym magazynie, aby już nigdy nie ujrzeć światła dziennego, dzięki czemu nie trzeba będzie pisać od nowa podręczników historii i żaden profesor nie będzie musiał zmieniać treści swoich wykładów, które powtarza od czterdziestu lat.
Choć film ten jest tylko fikcją, to jednak ta scena, w której tak ważne znalezisko archeologiczne zostaje zamknięte w magazynie, jest dla wielu badaczy bardzo bliska rzeczywistości. Ci, którzy zajmują się badaniem spraw związanych z utajnianiem archeologicznych odkryć, otrzymują od dawna niepokojące sygnały wskazujące, że najważniejsza w Stanach Zjednoczonych instytucja archeologiczna, niezależna agencja federalna, Instytut Smithsona, zajmuje się permanentnym ukrywaniem najciekawszych i najważniejszych odkryć archeologicznych dokonanych w obu Amerykach.
Watykan od dawna jest oskarżany o to, że przetrzymuje w swoich podziemiach różne cenne przedmioty i starożytne księgi, nie dopuszczając do nich nikogo z zewnątrz. Te tajemne skarby, często o kontrowersyjnej z historycznego lub religijnego punktu widzenia naturze, są przypuszczalnie ukrywane przez Kościół Katolicki dlatego, że ich ujawnienie mogłoby podważyć jego oficjalne doktryny. Co ciekawe i zarazem smutne, istnieją niezbite dowody na to, że coś podobnego ma miejsce w przypadku Instytutu Smithsona.
Instytut Smithsona założony został w roku 1829 po śmierci ekscentrycznego brytyjskiego milionera Jamesa Smithsona, który pozostawił po sobie 515169 dolarów. Zgodnie z jego wolą za pieniądze te miano utworzyć instytucję, której celem miało być "powiększanie i rozpowszechnianie wiedzy wśród ludzi". Niestety istnieją dowody wskazujące na to, że przez ostatnie sto lat Instytut Smithsona bardziej zajmował się zatajaniem wiedzy przed ludźmi niż jej rozpowszechnianiem.
Ukrywanie archeologicznych znalezisk zaczęło się pod koniec 1881 roku, kiedy to znany z badań Wielkiego Kanionu geolog John Powell wyznaczył C. Thomasa na stanowisko dyrektora Sekcji Wschodnich Kopców w Biurze Etnologii Instytutu Smithsona.
Kiedy Thomas przyszedł do Biura Etnologii "zdecydowanie wierzył w istnienie rasy Budowniczych Kopców, która nie należała do amerykańskich Indian". Dyrektor Biura Etnologii, John Wesley Powell, był jednak sympatykiem amerykańskich Indian i jako młody człowiek przez wiele lat mieszkał wśród pokojowo nastawionego szczepu Indian Winnebago w stanie Wisconsin. Uważał, że amerykańskich Indian niesłusznie postrzega się jako prymitywnych dzikusów.
Instytut Smithsona zaczął promować ideę, że rodowici Amerykanie, którzy byli w tym czasie eksterminowani w licznych toczonych z nimi wojnach, są potomkami jakiejś wysoko rozwiniętej cywilizacji i zasługują na szacunek i ochronę. Instytut zaczął równocześnie zatajać wszelkie archeologiczne dowody, które mogłyby przemawiać na rzecz koncepcji zwanej Dyfuzjonizmem, zgodnie z którą w ciągu całej ludzkiej historii rozprzestrzenianie się kultury i rozwój cywilizacji następował za sprawą podróży morskich odbywanych wzdłuż głównych szlaków handlowych.
Instytut Smithsona optował za opozycyjną szkołą zwaną Izolacjonizmem, według której większość społeczności pozostaje w stosunku do siebie w izolacji, w związku z czym zachodzi między nimi bardzo mało kontaktów, a zwłaszcza między tymi, które są oddzielone od siebie wielkimi wodami. Owocem tej intelektualnej wojny, która rozpoczęła się w latach osiemdziesiątych XIX wieku, było między innymi stwierdzenie, że nawet między cywilizacjami, jakie istniały w dolinach Ohio i Mississippi, bardzo rzadko dochodziło do kontaktów, a już na pewno nie miały one żadnych kontaktów z tak zaawansowanymi kulturami, jak kultura Majów, Tolteków czy Azteków, istniejącymi w Środkowej Ameryce. Biorąc pod uwagę fakt, że rzeka Mississippi wpada do Zatoki Meksykańskiej i że te kultury egzystowały wzdłuż jej przeciwległych brzegów, pogląd ten był trudny do zaakceptowania w świetle standardów Starego Świata. To tak jakby powiedzieć, że kultura znad Morza Czarnego nigdy nie miała styczności z kulturą śródziemnomorską.
Kiedy zbadano zawartość wielu starożytnych kopców i piramid znajdujących się na Środkowym Zachodzie, stwierdzono, że dawna kultura istniejąca w dolinie rzeki Mississippi, która je pozostawiła, była bardzo wyrafinowana i miała kontakt z Europą oraz innymi częściami świata. W wielu kopcach i nie tylko w nich znajdowano zwłoki ogromnych mężczyzn, mierzących czasem od siedmiu do ośmiu stóp (2,1-2,4 m) wzrostu, pochowanych w pełnej zbroi z mieczami i wspaniałymi kosztownościami.
Kiedy na przykład w roku 1930 odkopano Kopiec Spiro w Oklahomie, znaleziono w nim rosłego mężczyznę w pełnej zbroi razem z dzbankiem zawierającym tysiące pereł oraz innymi przedmiotami, które stanowiły największy skarb, jaki dotąd znaleziono i udokumentowano. Nie wiadomo, gdzie się obecnie znajduje ten mężczyzna w zbroi. Jest wielce prawdopodobne, że trafił do Instytutu Smithsona.
W czasie prywatnej rozmowy z bardzo znanym historykiem (który życzy sobie zachować anonimowość) okazało się, że były pracownik Instytutu Smithsona, który został zwolniony z niego za bronienie teorii dyfuzjonizmu w Ameryce (to znaczy herezji mówiącej, że inne starożytne cywilizacje mogły odwiedzać brzegi Północnej i Południowej Ameryki wiele stuleci przed Kolumbem), wyznał mu rzekomo, że ludzie z Instytutu Smithsona wynajęli swego czasu barkę, do której załadowali niezwykłe znaleziska i wypłynęli nią w głąb Oceanu Atlantyckiego, po czym cały ten ładunek zatopili.
Chociaż myśl, że Instytut Smithsona może ukrywać jakieś cenne archeologiczne znaleziska, jest trudna do zaakceptowania, to jednak istnieją liczne dowody na to, że instytut ten z premedytacją ukrywa i "gubi" cenne eksponaty. Wydawany przez Towarzystwo Gungywamp z Connecticut zajmujące się badaniem megalitów z Nowej Anglii biuletyn Stonewatch Newsletter zamieścił w swoim zimowym numerze z 1992 roku bardzo ciekawy artykuł opisujący odkrycie w 1892 roku w Alabamie drewnianych trumien, które zostały przesłane do Instytutu Smithsona, a następnie "gdzieś przepadły". Według Stonewatch Newslettera badacz Frederick J. Pohl napisał w roku 1950 intrygujący list do dziś już nieżyjącego brytyjskiego archeologa dr T. C. Lethbridge'a, w którym czytamy między innymi: "Pewien profesor geologii przesłał mi reprint tekstu należącego do Instytutu Smithsona - The Crumf Burial Cave autorstwa Franka Burnsa - który pochodzi z raportu Muzeum Narodowego Stanów Zjednoczonych z roku 1892, str. 451-454 (1984). Raport ten podaje, że w jaskini o nazwie Crumf, która stanowi część południowej odnogi rzeki Warrior i leży w dolinie Murphy'iego w okręgu Blount w Alabamie, dostępnej tylko z rzeki od strony zatoki Mobile znaleziono drewniane trumny wyżłobione za pomocą ognia oraz stalowych i miedzianych dłut. Osiem z nich zabrano do Instytutu Smithsona. Miały one 7,5 stopy (2,25 m) długości, 14-18 cali (35-45 cm) szerokości i 6-7 cali (15-17,5 cm) wysokości. Ich pokrywy były otwarte. Ostatnio napisałem w tej sprawie do Instytutu Smithsona i 11 marca otrzymałem odpowiedź podpisaną przez F. M. Setzlera, Głównego Kuratora Wydziału Antropologii. «Nie jesteśmy w stanie odnaleźć w naszej kolekcji powyższych trumien» - pisze Setzler - «mimo iż z rejestru wynika, że swego czasu takie trumny otrzymaliśmy»".
W roku 1992 David Barron, prezes Towarzystwa Gungywamp, został poinformowany przez Instytut Smithsona, że trumny te wyglądają obecnie jak drewniane koryta i nie mogą być udostępnione do oglądania, gdyż były składowane w zanieczyszczonym azbestem magazynie. Magazyn ten został zamknięty na najbliższe dziesięć lat i nikt poza personelem Instytutu nie ma do niego wstępu!
Znany zoolog Ivan T. Sanderson, który często gościł w latach sześćdziesiątych w programie Tonight Shaw Johnny'ego Carsona (zwykle razem z jakimś niezwykłym zwierzęciem, takim jak na przykład łuskowiec czy lemur) opowiedział ciekawą historię o pewnym liście, jaki otrzymał od jednego z inżynierów stacjonujących w czasie drugiej wojny światowej na wyspie Shemya w archipelagu Aleuckim. Podczas budowania pasa startowego kierowana przez niego ekipa splantowała kilka wzgórz i pod kilkoma warstwami osadowymi natknęła się na coś, co wyglądało jak ludzkie szczątki. Te alaskie kopce okazały się cmentarzyskiem gigantycznych ludzkich szczątków składających się z czaszek i długich kości nóg.
Znalezione czaszki mierzyły od 22 do 24 cali (55-60 cm) licząc od podstawy do wierzchołka. Ponieważ czaszka dorosłego człowieka mierzona od przodu do tyłu ma około 8 cali (20 cm), tak wielkie rozmiary znalezionych czaszek wskazują, że ludzie, do których one należały, musieli być ogromnej postury. Ponadto każda czaszka była poddana precyzyjnej trepanacji (to znaczy zabiegowi polegającemu na wycięciu otworu w górnej jej części).
Co ciekawe, zwyczaj spłaszczania czaszki noworodka, aby mogła ona przybierać w czasie wzrostu podłużny kształt, był praktykowany przez starożytnych Peruwiańczyków, Majów i Indian ze szczepu Płaskogłowych ze stanu Montana. Sanderson próbował zebrać dalsze dowody na temat tego znaleziska i w końcu otrzymał list od innego członka tej ekipy, który potwierdził to, czego się dowiedział wcześniej. Obydwa listy wskazywały, że te szczątki trafiły do Instytutu Smithsona i od tego czasu wszelki słuch o nich zaginął. Sanderson wydawał się być zadowolony, że się tam znalazły, i jednocześnie dziwił się, dlaczego Instytut nie opublikował na ten temat żadnych informacji. "...Czyżby oznaczało to, że ci ludzie nie zamierzają zrewidować swoich poglądów i napisać od nowa swoich książek?" - zapytuje.
W roku 1944 dokonano przypadkowego, niemniej kontrowersyjnego odkrycia. Jego autorem był Waldemar Julsrud, zaś odkrycie miało miejsce w Acámbaro w Meksyku. Acámbaro leży w stanie Guanajuato w odległości 175 mil (280 km) na północny zachód od stolicy Meksyku. W miejscu, gdzie dokonano tego dziwnego archeologicznego odkrycia, znajdowało się około 33 500 przedmiotów wykonanych z ceramiki, kamienia oraz jaspisu, a także noże z obsydianu (obsydian jest ostrzejszy od stali i do dzisiaj używa się go podczas chirurgicznych operacji serca). Wśród znalezionych przez Jalsruda, miejscowego prominentnego handlowca niemieckiego pochodzenia, statuetek o długości od 1 cala do 6 stóp (2,5-180,0 cm) znajdowały się również takie, które przedstawiały wielkie gady, niektóre nawet w towarzystwie ludzi - przeważnie jedzących je. Część tych statuetek przedstawiała motywy erotyczne. Obserwując te wielkie gady trudno się było oprzeć wrażeniu, że to dinozaury.
Jalsrud zapełnił tą kolekcją dwanaście pokoi swojego dużego domu. W kolekcji tej obok niezwykłego zbioru przedstawiającego Murzynów, Azjatów i brodatych przedstawicieli białej rasy, znajdowały się liczne przedmioty z motywami egipskimi i sumeryjskimi oraz wywodzącymi się z innych nieznanych dawnych cywilizacji. Były tam także posążki Wielkiej Stopy, wodnych stworzeń wyglądających jak potwory, dziwacznych zwierzęco-ludzkich hybryd oraz wielu innych nie dających się określić stworów. W tym samym miejscu znaleziono także zęby konia z epoki lodowcowej, szkielet mamuta i dużą ilość ludzkich czaszek.
W celu określenia wieku tych znalezisk poddano je badaniu na obecność węgla radioaktywnego oraz dodatkowym testom termoluminescencyjnym pozwalającym określić wiek ceramiki. Badania te przeprowadzono na Uniwersytecie Stanowym w Pensylwanii. W ich wyniku stwierdzono, że przedmioty te wykonano mniej więcej 6500 lat temu, to jest około 4500 lat p.n.e. Zespół ekspertów z innego uniwersytetu, któremu udostępniono do zbadania kilka figurek z kolekcji Jalsruda, nie mówiąc mu, skąd one pochodzą, wykluczył możliwość, aby były to jakieś współczesne repliki. Kiedy eksperci ci dowiedzieli się, skąd pochodzą te figurki, nabrali wody w usta.
W roku 1952 podjęto próbę zdyskredytowania tej niezwykłej kolekcji, która zdążyła już stać się sławna. Podjął się tego amerykański archeolog Charls C. DiPeso, który twierdził, że dokładnie zbadał 32000 figurek z kolekcji Jalsruda w czasie zaledwie czterech godzin, jakie spędził w jego domu. W mającej się ukazać książce badacz-archeolog John H. Tierney, który poświęcił temu znalezisku kilkadziesiąt lat swojego życia, podkreśla, że aby DiPeso mógł zbadać tak dużą ilość przedmiotów w ciągu czterech godzin, musiałby w ciągu jednej minuty starannie obejrzeć 133 figurki i to nie robiąc w tym czasie nic innego. Należy wiedzieć, że aby tylko posegregować taką ogromną ilość przedmiotów, trzeba by poświęcić na to kilka tygodni.
Tierney, który współpracował z nieżyjącym już profesorem Hapgoodem, Williamem N. Rusellem i innymi osobami, które poświęciły się tej sprawie, oskarża Instytut Smithsona i inne autorytety archeologiczne o prowadzenie kampanii dezinformacyjnej przeciw temu znalezisku. Już na samym początku narastania wokół tej sprawy kontrowersji Instytut Smithsona zdyskredytował odkrycie w Acámbaro nazywając je celowym oszustwem. Powołując się na Ustawę o Wolności Informacji Tierney odkrył, że wszystkie akta Instytutu Smithsona dotyczące odkrycia Julsurda gdzieś zniknęły.
Po odbyciu dwóch ekspedycji do Acámbaro w roku 1955 i 1968 profesor historii i antropologii Uniwersytetu Stanowego w New Hampshire Charles Hapgood opublikował rezultaty swoich osiemnastoletnich badań w wydanej własnym sumptem książce Mystery in Acámbaro (Zagadka z Acámbaro). Hapgood odnosił się początkowo ze sceptycyzmem do tego znaleziska, ale po swojej pierwszej wizycie w Acámbaro w roku 1955 zmienił zdanie. Był naocznym świadkiem odkopania części figurek i nawet sam wskazywał kopaczom, gdzie mają kopać.
Dodatkowym faktem podsycającym kontrowersyjność tej sprawy jest to, że Instytut Nacional de Antropologia e Historia (Narodowy Instytut Antropologii i Historii) przyznał za pośrednictwem jego nieżyjącego już Dyrektora Prekolumbijskich Monumentów, dr Eduarda Noguery (który jako szef oficjalnego zespołu prowadzącego badania w miejscu, gdzie dokonano odkrycia, sporządził raport, który Tierney zamierza zamieścić w swojej książce), że "znalezione obiekty zostały wydobyte zgodnie z naukowymi kryteriami". Mimo oczywistych dowodów przemawiających za autentycznością znaleziska oficjalna wersja brzmiała, że ze względu na jego "fantastyczną" naturę cała ta sprawa musi być jakimś żartem zrobionym Jalsrudowi.
Jakiś czas temu zawiedziony i jednocześnie pełen nadziei Jalsrud zmarł. Jego dom został sprzedany a kolekcja umieszczona w magazynie. Obecnie nie jest ona wystawiana na widok publiczny.
Przypuszczalnie najbardziej zadziwiającym przykładem ukrywania przez Instytut Smithsona faktów jest odkrycie egipskiego grobu w samym sercu Arizony. 5 kwietnia 1909 roku na pierwszej stronie gazety Phoenix Gazette ukazał się obszerny artykuł przedstawiający szczegółową relację z odkrycia przez ekspedycję kierowaną przez profesora S. A. Jordana z Instytutu Smithsona, wydrążonej w skale komory. Instytut oczywiście nic nie wie o tym odkryciu ani o jego odkrywcach.
Światowy Klub Odkrywców postanowił sprawdzić tę historię dzwoniąc do Instytutu Smithsona w Waszyngtonie nie licząc zbytnio na uzyskanie prawdziwych informacji. Po przedstawieniu się obsłudze centrali telefonicznej połączono ich z jednym z archeologów Instytutu. W słuchawce zabrzmiał kobiecy głos który przedstawił się telefonującym.
Powiedziano tej kobiecie o zainteresowaniu się sprawą o której pisała wychodząca w Phoenix gazeta w 1909 roku. Wyjaśniono jej, że chodzi o odkrycie w Wielkim Kanionie przez zespół archeologów z Instytutu Smithsona wydrążonych w skale komór, w których znaleziono egipskie przedmioty, i zapytano, czy Instytut mógłby udzielić dodatkowych informacji na ten temat.
"Po pierwsze, pragnę powiedzieć" - oznajmiła - "że żadne przedmioty pochodzenia egipskiego nigdy nie zostały odkryte ani znalezione zarówno w Północnej, jak i Południowej Ameryce. Przeto mogę pana zapewnić, że Instytut Smithsona nigdy nie prowadził tego rodzaju wykopalisk". Kobieta ta starała się być pomocna i grzeczna i ostatecznie niczego się od niej nie dowiedziano. Ani ona, ani nikt inny, z kim rozmawiano, nie mógł znaleźć żadnej wzmianki na temat tego odkrycia, a także G. F. Kinkaida i profesora S. A. Jordana.
Chociaż nie da się całkowicie wykluczyć, że ta historia jest kaczką dziennikarską, to jednak fakt, że opisano ją szczegółowo na kilku stronach zaczynając od strony tytułowej, a także powołano się na prestiżowy Instytut Smithsona, nadaje jej wiarygodności. Trudno w tej sytuacji uwierzyć, aby wzięła się ona z powietrza.
Czy Instytut Smithsona ukrywa ważne archeologiczne odkrycia ? Jeśli ta historia jest prawdziwa, może ona całkowicie zmienić obecnie obowiązujący pogląd, że w prekolumbijskich czasach nie było żadnych kontaktów z innymi kontynentami i że amerykańscy Indianie są potomkami odkrywców z Epoki Lodowcowej którzy przybyli do obu Ameryk przez Cieśninę Beringa.
Czy pogląd, że starożytni Egipcjanie przybyli kiedyś dawno temu w rejon Arizony, jest aż tak niestosowny i niedorzeczny, że przemawiające za nim dowody muszą być ukrywane ? Instytut Smithsona jest przypuszczalnie bardziej zainteresowany w utrzymaniu obecnego status quo niż propagowaniu nowych odkryć, które mogą zmusić świat nauki do zmiany dotychczas przyjętych poglądów.
Carl Hart, historyk, lingwista oraz wydawca World Explorera otrzymał z jednej z księgarń w Chicago mapę turystyczną Wielkiego Kanionu. Przeglądając ją ze zdziwieniem stwierdzono, że na północnej stronie kanionu znajduje się wiele egipskich nazw. Na obszarze wokół Ninety-four Mile Creek i Trinity Creek znajdują się miejsca (formacje skalne) noszące nazwy, jak Wieża Seta, Wieża Ra, Świątynia Horusa, Świątynia Ozyrysa i Świątynia Izis. Na obszarze Nawiedzonego Kanionu występują takie nazwy jak Piramida Cheopsa, Klasztor Buddy, Świątynia Buddy, Świątynia Manu i Świątynia Sziwy. Czy między tymi miejscami i wyżej wspomnianym odkryciem egipskiego grobu w Wielkim Kanionie istnieje jakiś związek ?
Zapytano o to stanowego archeologa zajmującego się Wielkim Kanionem który odpowiedział, że dawniejsi odkrywcy lubowali się w egipskich i hinduskich nazwach. Stwierdził on także, że ten rejon jest niedostępny dla turystów i innych ludzi "z powodu niebezpiecznych jaskiń".
Ten cały rejon z egipskimi i hinduskimi nazwami w Wielkim Kanionie jest rzeczywiście zakazaną strefą, do której nikt nie ma prawa wstępu.
Jak można przypuszczać, to właśnie tam znajdują się owe komory. Ten teren jest, o dziwo, niedostępny w znacznej mierze także dla personelu parku.
Gdyby choć niewielka część owych dowodów na "Smithsongate" okazała się prawdą, wówczas oznaczałoby to, że nasza najbardziej okrzyczana instytucja archeologiczna zajmuje się ukrywaniem dowodów na istnienie zaawansowanych kultur amerykańskich, na przybywanie do Ameryki przedstawicieli różnych kultur, na istnienie ludzkich gigantów i innych niezwykłych, nietypowych znalezisk - dowodów, które stoją w sprzeczności z oficjalnie obowiązującą doktryną na temat dziejów Ameryki Północnej.
Rada Regentów Instytutu Smithsona nadal odmawia wstępu na swoje posiedzenia przedstawicielom mass-mediów oraz publiczności. Ciekawe, jakie szkielety mogliby znaleźć Amerykanie, gdyby wpuszczono ich do tej "narodowej attyki", jak się często nazywa Instytut Smithsona ?
Według Davida H. Childress'a - Archeological Cover-Ups? (1995)
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
blad
Administrator
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wielka Brytania
|
Wysłany: Śro 14:13, 05 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
No i na głównej stronie mamy nowy "nabytek" Pani Barbara Walczak. To juz drugi jej materiał [link widoczny dla zalogowanych] a co najważniejsze chce dalej dla nas pisać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
chanell
Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 9:34, 09 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Witam p.Basię serdecznie i czekam na inne artykuły.
ps.Nie wiem skąd ale znam to imię i nazwisko albo mam jakieś deja vu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|